niedziela, 19 lipca 2015

Efekt motyla. Prolog: Dzieci

    Płatki śniegu finezyjnie opadały na ziemię, przykrytą białym puchem. Czasem tylko lekki podmuch wiatru przerywał ich spokojny ruch. Była noc. Grudniowa noc.
    Starzec z zadumą spoglądał na bogato zdobione naczynie, wypełnione dziwną, srebrną substancją. Zza jego okularów-połówek smutno błyszczały jasne, niebieskie oczy. Długa, biała broda opadała mu na kolana. Miał na sobie fioletowogranatową w koszulę nocną srebrne księżyce i ciemny, kobaltowy szlafrok. Postacie z obrazów sennie wpatrywały się w przestrzeń. Nawet piękny, szkarłatno-złoty ptak, jakby rozumiejąc sytuację, nie wydawał żadnego dźwięku. Czuwał. Pokój, choć pełen najróżniejszych przyrządów, wydawał się pusty. Nagle coś zaczęło mącić tę ciszę, ten spokój. To kroki na schodach, które stawały się coraz szybsze i głośniejsze. Ktoś energicznie otworzył drzwi i wpadł do okrągłego pomieszczenia.
    - Dumbledore! - niemal krzyknęła starsza, wyraźnie wzburzona kobieta w długim, kraciastym szlafroku. Czarne włosy wcześniej związane w ciasny kok, teraz z niego wypadały. - To co mówią... słyszałam... pisali w Proroku... Na miłość boską, to prawda?
    Spojrzał na kobietę. Pokiwał głową. Profesor McGonagall zazwyczaj zrównoważona, teraz wydawała się kłębkiem nerwów.
    - Myślałam... miałam nadzieję...- usiadła na krześle znajdującym się w pomieszczeniu - Zesłali go bez procesu?
     - Był ich strażnikiem tajemnicy. - odparł Dumbledore - Ja sam nigdy bym nie pomyślał. Zabił dwunastu mugoli.
     Zapadła cisza. Wiatr żałośnie zawodził za oknami. Na schodach odbijało się po raz kolejny echo kroków. Ktoś zapukał.
     - Proszę!- powiedział zmęczonym głosem starzec. Do środka wszedł brzydki mężczyzna o ciemnych włosach. Tuż za nim wbiegła bura kotka. Filch nie ruszał się bez niej na krok.
      - Profesorze! Byłem w sowiarni, ten przeklęty poltergeist znowu je płoszył i wtedy zobaczyłem, jak jedna z sów to upuszcza, myślałem, że to jakiś nielegalny list, skoro o tej godzinie, ale widnieje tu pańskie nazwisko. - podał list profesorowi, po czym dodał bardziej do siebie - Nie da się pozbyć Irytka?! Ten okropny duch tylko niszczy i brudzi! Dobranoc dyrektorze i pani profesor McGonagall.
    Skłonił się nisko i wyszedł. A za nim jego kot, Pani Norris. Dumbledore otworzył list. Spodziewał się co to może być. Tekst napisany na żółtawym pergaminie miał prosty, czarny kolor, a pismo było tak samo proste i przejrzyste.
 
      Szanowny Panie Dumbledore,
      pomoc, jaką oferuje Pan dla Ministerstwa, jest dla nas niezwykle
cenna, ale nie możemy wrazić  zgody na Pańskie przedsięwzięcie. Zgodnie 
z czarodziejskim, jak i mugolskim zwyczajem chłopca odda się się 
najbliższemu żyjącemu krewnemu.
    Ponadto rozważyliśmy wszystkie za oraz przeciw i zdecydowaliśmy
o przekazaniu sprawowania opieki nad dzieckiem jego babce. Rzeczona
kobieta z uśmiechem przyjęła naszą propozycję i już dziś podjęła się
tego zadania. Jest to osoba doświadczona w sztuce wychowywania dzieci,
a jej odpowiedni majątek zapewni młodemu czarodziejowi dobry start 
w przyszłość. 
    Życzę miłego dnia!
    Z wyrazami szacunku,

   Mary Jane Goodbrother                                 
                                       WYDZIAŁ CZARODZIEJSKIEJ ADMINISTRCJI 

                                                            Ministerstwo Magii                                                      
                                                                                             
    Westchnął. Nic nie szło po jego myśli. Potterowie zostali zabici, a Syriusz wtrącony do Azkabanu. Nie wierzył, że ten młody człowiek, kochający przyjaciel... Pamiętał swojego kochającego przyjaciela. I swoją martwą siostrę. Podał list kobiecie siedzącej obok na krześle. Ukrył twarz w dłoniach. Teraz kolejny chłopiec zostanie wychowany w duchu nienawiści mugoli i mugolaków. A miał trafić do rodziny powiązanej z jego tajną organizacją lub mugolskiej. Kto będzie walczył z Voldemortem? Kto wstąpi da Zakonu Feniksa, gdy ten powróci? Właśnie, nikt, jak tak dalej pójdzie. Co on sobie myślał? Że wszystko pójdzie tak łatwo, jak z małym Harrym i tą dziewczynką? Mylił się. Jak nikt.
    - Dumbledore, co będzie z pozostałymi dziećmi?- zapytała zaniepokojona McGonagall, wyrywając go z zamyślenia.
    -Cóż, teraz trzeba mieć na uwadze resztę i ponownie uruchomić wpływy w Ministerstwie. Może nadarzy się nam druga okazja pozyskania tego chłopca. Resztę omówimy na tym zebraniu - Czas zapłacić za błędy, pomyślał.


* * *


    Dziewczynka urodziła się rok temu w lipcu. 20 lipca. Była wcześniakiem, bardzo słabym wcześniakiem. Uzdrowiciele, pomimo czarów, których użyli, nie dawali jej szans na przeżycie. Nie wykazywała magii. Nie odznaczała się urodą. Nie bała się świń i mugoli. Ba, oni ją wręcz ciekawili. Imię dostało po dziadku, Morfinie. Szalonym dziadku Morfinie. Nigdy go nie poznała. Umarł przed jej narodzinami. Choć miała prawie półtora roku, nie próbowała mówić. Nawet "mama". "Tata" nigdy nie powie. Ojciec jest w Azkabanie. Nie porozumiewała się w żaden sposób, nie płakała. Jak się urodziła, też nie. Wtedy jej matka myślała, że dziecko umarło. Ale żyje. I żyć będzie. Na złość światu.


* * *


   Jean Granger kocha swoją córkę. Choć wokół małej Hermionki zawsze, niemal od urodzenia (no, jak Jean była w ciąży, też nie było normalnie), działy się dziwne rzeczy. Zabawki zmieniające kolor i miejsce, wariująca woda. A to jeszcze nie wszystko! Kiedyś, podczas spaceru w pobliskim parku, widziała jak włosy pewnej kobiety (nomen omen, jej dziecko wpatrywało się w nią) zmieniają kolor. Zmieniające kolor włosy! Na zielono! Nie pamięta tego dokładnie, ale wie, że tak było. Hermiona jest jej jedyną córką. I prawdopodobnie tak zostanie. Z mężem długo się o nią starali. Przez wieki nie było skutku. A teraz dziecko bawiło się lalą i mówiło, coś bardziej do siebie i  do lali, niż do niej. Jej córka rozumiała wszystko, co się jej chciało przekazać. A mama rozumiała wszystko, co mówiła do niej Hermiona. Była z niej dumna. Tak samo, jak tata. Do tego potrafiła godzinami sama się bawić, więc Jean mogła spokojnie czytać książkę lub gotować obiad dla rodziny.
    Jej mąż, Hugh Granger, jest dentystą. Ona też. Poznali się na studiach. Oboje byli na kierunku lekarsko-dentystycznym. Oboje chcieli leczyć ludzkie zęby. Między innymi to ich połączyło. Niecały rok po studiach wzięli ślub. Wszystko musiało być idealne. To huczne wydarzenie kosztowało Jean wiele nerwów. Wtedy poroniła po raz pierwszy. Ogólnie straciła dziecko trzy razy. Straciła też nadzieję. Ona i Hugh oddali się pracy. Hermionka pojawiła się w ich życiu, gdy mieli po 41 lat. Była niespodzianką.


* * *


    Urodził się syn. Syn oznacza spokój. Rodzina męża przestanie zawracać jej głowę. Cyzia przestanie zawracać jej głowę. Jej mąż przestanie zawracać jej głowę. Matka, ojciec, siostra, mąż, teść i gorzej, teściowa. Wszyscy przestaną zawracać jej głowę. Teraz będzie to robić tylko dziecko. Dziecko. Ma na imię Orion, pomyślała. Musi pamiętać. Nie dziecko. Orion. Po co to dziecko? Orion! Pamiętaj!, upomina się. Miał być spokój. Spokój. To słowo brzmi obco. Nigdy nie tego zaznała. Ach! Może parę razy, kiedy Mu służyła, a On ją uczył. Czarnej Magii. Czarny Pan. On wróci. To przyjemna myśl. Już jej nie ma. Wróci. Wróci. Wróci., uparcie powtarza. Dementor się zbliża. Wyczuł szczęście, a ono nie istnieje. Ona chwyta się tej jednej myśli. Trzyma się, nie chce puścić. Zaczyna walczyć. Krzyczy. Płacze. Wrzeszczy.
    -On wróci! WRÓCI!!!- to koniec. Myśli nie ma. Topi się. Jest nadętym od wody trupem. Gnije. Rozkłada się. Towarzyszą jej tylko czerwie. Staje się ich pożywieniem. Znowu widzi szare ściany z wydrapanymi wołaniami o pomoc. Nie ma miłych wspomnień. Nigdy ich nie było.


* * *


    Za oknem padał śnieg. Nie, to była zamieć śnieżna. Narcyza robiła na drutach. Nie używała do tego magii. Chodziło o trud. Rzadko się starała tak jak dzisiaj. Miała nadzieję, że sweterek będzie wspaniały. Jak jej syn. Jej słodki, mały Draconuś o szarych oczkach i blond, prawie białych włoskach. Wyglądał, jak aniołek, choć zachowywał się jak diabełek. Jest taki podobny do Lucjusza, pomyślała zerkając na chłopca znad robótki. Ten sam wygląd, to samo pogardliwe spojrzenie. Choćby na zabawkę, która się zepsuła. Zachichotała. Odłożyła nieskończony sweter i wzięła różdżkę do ręki.
    - Reparo! - zepsuta zabawka naprawiła się, a Draco patrzył to na nią, to na zreperowaną rzecz, z głupim uśmiechem.
    Niedługo mieli pojechać odwiedzić jej matkę. Draco spotka wtedy swojego kuzyna - Oriona, syna Belli. Myśl o siostrze sprawiała jej ból. Ona pewnie już nigdy jej nie zobaczy. A tak chciałaby powiedzieć jej o swoich troskach, nadziejach. Niestety, Bella jest w Azkabanie.


* * *

    Mały, przeklęty bachor jej zdradzieckiego syna i tej głupiej córki szlamy znowu nie mógł spać. Jeszcze ten cholerny stary dziad, miłośnik-mugoli-Dumbledore, załatwił jej wizyty kuratora. Nie miała ochoty opiekować się tym mieszańcem, ale zawsze to lepsze, niż jakby dziecko miało się wychować w rodzinie zdrajców krwi, szlam lub reszty tego plugastwa. W końcu Fineas jest Blackiem, a nie jakimś byle jakim czymś. Plugastwem. Fineas. Był już jeden Fineas. Obrzydliwy przyjaciel błotoryji. Zdrajca krwi. Wydziedziczony. Jej wnuk nie będzie nosił takiego niegodnego imienia. O, nie! To będzie Pollux. Teraz i na zawsze. Jak na Blacka przystało.
    Rozległ się kolejny wrzask i płacz dziecka.


* * *


    O szyby w domu Weasleyów uderzał śnieg z deszczem. Nora nigdy nie wyglądała pięknie, ale teraz nie dało się się opisać słowami brzydoty tego miejsca. Wszędzie błoto, śnieg z błotem i rdza z błotem. Pomimo tego jest, był i będzie to najszczęśliwszy dom czarodziejów czystej krwi. Dom, w którym na śniadanie przychodzi się w pidżamie i można się śmiać aż rozbolą wszystkich brzuchy.
    - Mamoo! Bill mi dokucza! - wrzasnął rudowłosy chłopiec. Był niski i nieco tęgi. Podobny do matki. 
    - Bill, nie dokuczaj bratu. - upomniała syna kobieta. Przebierała kolejne rude dziecko. Ron, choć jego pełne imię to Ronald, patrzył na całą scenę wyraźnie zainteresowany.
    - Któremu? - zapytał Bill i wyszczerzył zęby. 





Drogie Czytelniątka!
    Na dzisiaj koniec. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Nie pisałam o Harrym, ponieważ nie było sensu tego tutaj przytaczać. Wszyscy znają tę historię. Fani Harrego, nie martwicie się! Później będzie. Za to macie Dumbledora. Tytułem wyjaśnienia: Dumbledore nie wie, że to Glizdogon był strażnikiem tajemnicy Potterów, Syriusz mu nie powiedział. W ogóle spełniłam swoje marzenie, opisałam Bellatriks w Azkabanie. Małe, a cieszy. Rozdział I w następną niedzielę (26 lipca).
Do napisania!
Nie Anonim



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz